Theophilus London

Theophilus London

Nagrywał z TV on the Radio, Markiem Ronsonem i Kanye Westem. Przyjaźni się z Karlem Lagerfeldem. Współpracował m.in. z Gucci i Givenchy. Theophilus London, bo o nim mowa, może pochwalić się imponująca liczbą osiągnięć jak na swoje 27 lat. Przy okazji wydania nowego albumu artysty, warto przyjrzeć się bliżej jego osobie i tym klimatom, o których rapuje na „Vibes”.

 

Pochodzący z Trynidadu, a wychowany na Brooklynie Theophilus London, nigdy nie był „zwykłym” dzieciakiem. Uczęszczał do Pocono Mountain East High School, gdzie, jak sam mówi, stawiano na różnorodność i oryginalność. Zawsze wyróżniał się stylem; rapować zaczął kiedy zorientował się, jak bardzo imponuje to dziewczynom. Początkowo kariera nowojorczyka prężniej rozwijała się w świecie mody. Do jego portfolio należy sesja w L'Uomo Vogue oraz współpraca z Tommy Hilfiger, Gucci i Givenchy. Gdzie w tym wszystkim muzyka?

theo1

Pierwszym krokiem postawionym w tym światku był mixtape „Jam!” z 2008 roku, po którym nastąpiło jeszcze kilka innych nieoficjalnych wydawnictw. Prawdziwą przepustką do świadomości słuchaczy była jednak EPka Lovers Holiday z 2011 roku oraz wydany kilka miesięcy później debiutancki album „Timez Are Weird These Days”. Kawałki takie jak Last Name London czy I Stand Alone, mimo braku wsparcia ze strony radia, zatoczyły szerokie kręgi wśród fanów hip-hopu i szeroko pojętej alternatywy. Krytycy docenili różnorodność brzmieniową i zręczną żonglerkę rozmaitymi gatunkami muzycznymi.

Trzy lata później, w listopadzie 2014, świat doczekał się kontynuacji wizji rapera. Choć „Vibes” nie jest debiutem, a sam Theophilus przez przeszło 6 lat nagrywania zdążył wyrobić sobie nazwisko w światku hip-hopowym, kampanię promocyjną wokół krążka, mniej lub bardziej celowo, zbudowano na osobie innego rapera. Kanye West, bo o nim mowa, jest producentem wykonawczym płyty oraz jednym z jej muzycznych gości. Do projektu dołączył już pod koniec kreatywnego procesu, trudno powiedzieć jak duży wpływ miał na brzmienie gotowego produktu. Według Londona, usłyszawszy demo utworu „Neu Law”, autor albumu Yeezus postanowił dołożyć wszelkich starań aby twórczość młodszego kolegi trafiła do większej liczby odbiorców. Efekty są widoczne; przebijając się przez wywiady udzielone z okazji wydania albumu, nie sposób opędzić się od nazwiska West. Czy taka kampania na plecach sławniejszego kolegi zaowocuje większą liczbą potencjalnych słuchaczy? Być może. Raczej nie przełożyło się to na sprzedaż krążka, który na liście Billboard 200 debiutował z około 3,000 sprzedanymi kopiami.

theo2

Kolejnym wartym odnotowania gościem jest Leon Ware, muzyk i producent, świecący muzyczne triumfy głównie w siódmej i ósmej dekadzie poprzedniego wieku. Współpracował m.in. z Michaelem Jacksonem, Marvinem Gaye (album „I Want You”) czy Maxwellem, co daje pewien obraz tego, jakiego brzmienia poszukiwał London. Echa funku i soulu charakterystycznych dla tamtych lat są na „Vibes” zdecydowanie wyczuwalne. Ware pojawia się w dwóch utworach – Need Somebody oraz otwierającym Water Me. Gdyby Marvin Gaye żył i nadal tworzył w 2014 roku, bardzo możliwe że tak właśnie by brzmiał.

Na „Vibes” znajdziemy także nazwiska znane już z wcześniejszych kolaboracji Londona, chociażby Devonte Hynesa z Blood Orange. Wielu może pamiętać go z gościnnego udziału w wydanej przed trzema laty EPce Lovers Holiday. Figure It Out, kawałek zamykający „Vibes”, całkiem dobrze wkomponowałby się w zeszłoroczny album Blood Orange, „Cupid Deluxe”. Utwór działa niczym swoisty „cliffhanger”, zostawiając słuchacza z apetytem na więcej.

 

Jaki jest album „Vibes”? Na pewno dynamiczny, żywy, ale znalazło się miejsce dla kilku ballad. Miejscami – zaskakujący (przyjemnie bujający kawałek „Smoke Dancehall”) i jak sugeruje sam tytuł, szalenie klimatyczny. Theophilus po raz kolejny udowadnia, że drzemie w nim ogromny potencjał. Może jednak następnym razem warto byłoby porzucić zwinne chwyty marketingowe i dopuścić do głosu samą muzykę.

 

Autorzy: Piotr Myszyński / Łukasz Lorenc