The Roots

The Roots

Minęło już 20 lat. Pod koniec lutego 1999 roku światło dzienne ujrzała płyta Things Fall Apart. Album, który okazał się przełomem dla grupy i do tej pory pozostaje najlepiej sprzedającym się krążkiem w ich bogatej dyskografii. The Roots Artystą Tygodnia w Radiu LUZ.

Grupę założyła dwójka przyjaciół: Ahmir Thompson i Tariq Trotter. Obaj pochodzili z bardzo różnych środowisk. Thompson (Questlove) urodził się w ułożonej, artystycznej rodzinie. Od początku życia miał styczność z muzyką i wykazywał ogromny talent, szczególnie do rytmiki. Dorastając często grał na perkusji wraz z zespołem jego ojca. Młodość Tariqa nie była usłana różami. Oboje jego rodziców zostało zamordowanych. Sam Tariq obracał się w złych kręgach, ale jego rodzinie udało się wyrwać go ze szponów ulicy. Trotter i Thompson poznali się w filadelfijskim High School for Creative & Performing Arts. Założyli duet i występowali na ulicach Filadelfii. Questlove grał na perkusji, a Trotter rapował. Nazwali się The Square Roots. Po jakimś czasie nazwa uległa skróceniu, skład ekipy poszerzeniu i The Roots zaczęli nagrywać pierwsze płyty.

W czasie kiedy Things Fall Apart miało trafić na sklepowe półki, The Roots mieli już za sobą kilka wydań. Żadne z nich jednak nie przyciągnęło niebotycznych ilości słuchaczy. Były to raczej płyty, które spoczywały na półkach fanów hip-hopu. Dla szerszej publiczności The Roots wciąż pozostawali nieznani. Nie była to wina niszowego gatunku. Druga połowa 90-tych to czas sukcesów komercyjnych i nagród takich zespołów jak Fugees czy OutKast. Ich stylistyce nie było tak daleko do tego, co prezentowali The Roots. W przeciwieństwie do nich jednak, potrafili pisać hity. The Roots sami przyznają, że na początku swojej kariery mieli ogromną trudność z balansowaniem pomiędzy swoim unikalnym stylem, a komercyjnością. Jak pisać przeboje, które będą prawdziwe i spójne ze stylistyką grupy? Dla Questlove’a, założyciela zespołu, przełomowy moment przyszedł podczas sesji nagrań do płyty D’Angelo Voodoo. Tamten projekt zaangażował wielu świetnych artystów, którzy razem pracowali w Electric Lady Studios w Nowym Jorku. Podczas jednej z przerw w nagraniach DJ Premier, D’Angelo, J Dilla zaczęli prezentować swoje nowe materiały. Każdy z nich wywoływał eksplozję ekscytacji całego pokoju, były wyjątkowe. Tak ten moment opisuje w swojej książce Questlove:

Przyszła kolej na mnie. Przy sobie miałem tylko kasetę z pierwszymi nagraniami do utworu Double Trouble. Wokale były niedokończone, nie było nawet zwrotki Mos Defa. To był tylko szkielet. Zagrałem to. Nigdy nie zapomnę atmosfery, która zapanowała w pokoju. Oczywiście też zareagowali entuzjastycznie. Ale to było udawane. Wiem jak zachowują się ludzie, którzy nie są zachwyceni tym, co im puszczasz. Mają kamienną minę, bujają lekko głową, nic nie mówią, ani na ciebie nie patrzą. Czułem się upokorzony. Tego samego wieczoru wróciłem do studia i nie poszedłem spać, dopóki nie poprawiłem tego utworu. […] Od tamtej pory dążyłem do tego, żeby artyści wokół mnie reagowali czymś więcej niż tym lekkim bujaniem głową i martwym spojrzeniem. To był punkt zwrotny w mojej karierze. Wiem, że byłem szanowany jako perkusista, ale chciałem być doceniony jako producent i songwriter. Po tym nieszczęsnym debiucie Double Trouble zastanowiłem się nad sobą. Zrozumiałem, że muszę wejść na wyższy poziom.

Tytuł albumu nawiązuje do powieści Nigeryjczyka Chinuy Achebe. To historia opowiadająca o kolonialnych czasach w Afryce. Jej główny bohater wraca do swojej wioski po siedmiu latach. Miejsce, które opuszczał w żaden sposób nie przypominało jednak tego, co zastał. Misjonarze z Europy doprowadzili do zatracenia lokalnej kultury i tożsamości żyjących tam ludzi. Nawiązanie do powieści jest metaforą stanu, w którym znajdował się hip-hop i tego, gdzie byli w nim usytuowani The Roots. Tradycja i „prawdziwy hip-hop” w zestawieniu z komercjalizacją. Podobnie jak protagonista powieści, Roots nie umieli odnaleźć się w swoim własnym domu.

Na szczęście jednak, Things Fall Apart to był ten album. The Roots wreszcie wskoczyli na zasłużony poziom popularności. Kiedy zaczynałem pracować nad materiałem na ich temat, przez ramię zajrzał mi mój współlokator. Gdy powiedziałem, że piszę o Roots odpowiedział „O! To ci od Jimmy’ego Fallona, nie?”. Zaczynali jako alternatywni hip-hopowcy, którzy nie umieli przebić się do szerszej publiki. Dziś, 26 lat i 7 albumów później, swobodnie pływają pomiędzy komercją i występami w telewizji, a podtrzymywaniem tradycji hip-hopu. W świetle tego, co znaczą dla gatunku, ich nazwa zyskuje bardzo symboliczne znaczenie.