Sega Bodega – Only Seeing God When I Come

Po tym, gdy Sega Bodega otrzymał znamienity tytuł Artysty Tygodnia ze strony Radia LUZ, zrobiło się o nim trochę za cicho. Można by rzec, że sam się o to prosił, bo od czasów wydania swojego ostatniego albumu światła dziennego nie ujrzała żadna produkcja sygnowana jego pseudonimem. Nie znaczy to jednak, że próżnował. Sega jest płodnym producentem i pisarzem, a owocami swej pracy obdarza też znajomych z branży. Wśród nich wymienić można chociażby Shygirl, z którą stworzył przebojową epkę ALIAS oraz Donnę Missal i Meth Math, gdzie przyczynił się do powstania pojedynczych singli.

Mimo mojej ogromnej słabości do wszystkiego, co choć trochę związane jest z labelem NUXXE, najwięcej uwagi poświęciłam nie dopieszczonym produkcjom Segi, a filmikom z YouTube’a, które wrzucał gdzieś w tych pierwszych, najgorętszych momentach pandemii. Wielu było wtedy artystów, którzy mimo swojej trudnej sytuacji starali się umilać czas zamkniętym w czterech ścianach fanom. Wybór narzędzi, z których korzystali, był ograniczony nie tylko ich wyobraźnią, ale przede wszystkim izolacją, stąd większość ówczesnych tworów nosi znamiona domowych, prostych produkcji, nagrywanych telefonem i obrabianych wcale lub za pomocą łatwych w obsłudze programów. Te od Segi nie były wyjątkiem. Przyjęły formę rozmowy wideo za pomocą apki FaceTime. Zabieg bardzo sprytny, bo nic tak nie pozwala utożsamić się z ukochanym artystą, jak świadomość, że ma się z nim coś wspólnego – a kto w trakcie pandemii nie spędził godzin na rozmowach w podobny sposób, niech pierwszy rzuci kamieniem.

Różnica jest tylko jedna, choć znacząca: my robiliśmy to z rodziną lub znajomymi, Sega z oklou, Eartheater, Låpsley czy Dorianem Electrą. Nawet po kilku miesiącach te klipy to kopalnia pięknych, delikatnych coverów, które dzięki swojej formie wchodzą na zupełnie nowy poziom intymności. Wzmacnia ją efekt ASMR, bo mikrofon przy laptopie Segi okazał się niezwykle czuły, wyłapując każde mlaśnięcie czy oddech. Co więcej, bliskość słychać nie tylko pomiędzy muzykiem a znajomymi „z przemysłu”, ale czuć ją też w odniesieniu do własnej osoby. Sprawdźcie sami, a gwarantuję wam, że też złapiecie się na kontrolowaniu, czy wasza kamerka jest na pewno wyłączona. Linkuję mój ulubiony, czyli ten najbardziej ckliwy.

Jeśli ta bliskość wam odpowiada, Sega kontynuował ją na swoim najnowszym singlu, który wyszedł zaledwie kilka dni temu. Wcześniej Szkot tworzył muzykę o wyższym stopniu agresji – i choć nie stracił swojego, nazwijmy to, specyficznego poczucia humoru (tytuł), to po Only Seeing God When I Come można spodziewać się dużo więcej introspektywności. Znowu, wszystko wzmaga szept, który nie zmienia natężenia przez prawie całą długość trwania utworu, mimo małych szaleństw w warstwie instrumentalnej. Patrząc na ostatnie wpisy artysty na Twitterze, możemy zgadywać, czy ten łzawy, ale nie pretensjonalny, futurystyczny, ale nie hyperpopowy singiel to wynik jakichś przykrych zmian w życiu Segi – czy może po prostu moment zadumy na którym od czasu do czasu łapie się każdy z nas. Można do tego popłakać, można tez potańczyć, na pewno warto obejrzeć klip towarzyszący wydawnictwu. Tylko ostrożnie, bo zawiesza pomiędzy snem a światem realnym jeszcze trwalej, niż singiel – choć czyż nie tego szukamy, odpalając dzieła Salvadora?

Zuza Pawlak