schafter – eskeemos

Najpierw pełna luzu współpraca z Young Igim, jeszcze sprzed wakacji. Mimo że nigdy nie była oficjalną zapowiedzią kolejnej płyty jaworzanina, po ogłoszeniu tracklisty okazało się, że swimming lessons znalazło tam swoje miejsce. Potem dwa utwory w podobnym klimacie, trapowo-autotunowe, pięknie opakowane w okładki z dopracowaną w najmniejszym szczególe typografią autorstwa Full Metal Jacket. Raper nie mógł trafić lepiej – i to już drugi raz (pierwszym był audiotele) – bo w środowisku muzycznym to chyba najbardziej rozchwytywany grafik, wyróżniony m.in. za okładki Taco Hemingwaya czy Jetlagz. Następnie need help i kolejny feat, tym razem z raperem z Wysp – a nie oszukujmy się, na scenie światowej jesteśmy jeszcze w takim miejscu, że każda współpraca z kimś z Zagranicy (pierwszy i najlepszy przykład – Quebonafide i Sfera Ebbasta z 2017 r., Jezu Chryste (Kubi), co to była za ekscytacja) budzi zainteresowanie i zwraca uwagę. No i nadszedł czas na eskeemosa, i to dopiero tę piosenkę wśród zapowiedzi FUTURY redakcja muzyczna Radia LUZ postanowiła wyróżnić tytułem mocograja.

Zacznę od minusów, które wcale minusami być nie muszą, bo lirycznie u artysty po raz kolejny nie dzieje się nic nowego – znowu są metki, cyferki na koncie i kilka różnych narkotyków. Na palcach jednej ręki można policzyć próby wyjścia schaftera poza zbiór dobrze poznanych tematów; mam tu na myśli teksty głównie z jego ostatniej (i zarazem pierwszej) długogrającej płyty. Chcąc opisywać te tematy możliwie najłagodniej, wychodziło mu to naiwnie, infantylnie i bez charyzmy. Na eskeemosie Wojtek osiąga jednak mistrzostwo w swoim starym, dobrym stylu, jeszcze bazującym na wtrącaniu angielskich słówek, popkulturowych nawiązań i melodii gier słownych. Trzeba być naprawdę czujnym, zaangażowanym słuchaczem, żeby wyłapać każde z tych mrugnięć okiem lub, jak kto woli, prztyczków w nos. Tematyka nie gra roli, póki gra muzyka – aż chciałoby się podsumować w poetyckim tonie.

Ogromną rozpoznawalność schafterowi zapewniły upiększające każdą melodię chwytliwe adliby i tagi producentów, z których sowicie korzystał na początku kariery, a o których powrocie zadecydował na eskeemosie. Również warstwa dźwiękowa została skomponowana z tym samym znakiem jakości, co dom wolnych pokoi – nie żeby inne etapy jego twórczości były gorsze, ale takie zagrania zawsze uruchamiają duże pokłady sentymentu, działającego oczywiście na korzyść twórcy. A tym uczuciem schafter operuje po mistrzowsku, tak często trawiąc u siebie nostalgię do lat 80. i 90. Jest oszczędnie, onirycznie, z początku wręcz mistycznie, bo mocograj rozpoczyna się niczym rzewna ballada i czołówka horroru jednocześnie. Duchologiczny trap to najlepsze określenie tej przedziwnej mieszanki – ja tę mieszankę kupuję i w oczekiwaniu na FUTURĘ (27.11) zajadam bardziej niż studencką.

Zuzanna Pawlak