Podsumowanie sezonu w wykonaniu Śląska Wrocław. Happy end?

Podsumowanie sezonu w wykonaniu Śląska Wrocław. Happy end?

Niemal do końca drżeliśmy o pozostanie Śląska w ekstraklasie na przyszły sezon. Wrocławianie zapewnili sobie ligowy byt dopiero w przedostatnim spotkaniu sezonu. Patrząc na mecze grupy spadkowej obserwowaliśmy drużynę, która odrodziła się znikąd. Ostatnia część sezonu dała nam scenariusz, w którym beznadziejny Śląsk nagle się jednoczy i ostatecznie „triumfuje”. Jednak kiedy do tego scenariusza dopiszemy resztę sezonu to wyjdzie nam komedia. I to nie komedia na miarę „Chłopaki nie płaczą”, będzie to raczej „Ciacho” lub „Kac Wawa”.

Inny scenariusz napisać chcieli włodarze wrocławskiego klubu. Zimą zmieniono reżysera całego przedsięwzięcia i sprowadzono czeskiego szkoleniowca Vitezslava Lavickę, który miał sprawić, że Śląsk zacznie regularnie punktować i prezentować poważny futbol. Pomimo niezłego początku większość spotkań Śląska przypominała – pozostając w porównaniach do kinematografii – czeski film. Patrząc na murawę nie do końca wiedzieliśmy o co chodzi Trójkolorowym. Śląsk grał mizernie, a kwiecień był po prostu paskudny. Z każdym meczem obserwowaliśmy inną formację defensywną. Tarasovs i Golla przechodzili samych siebie, a Celeban wolał niestety, parafrazując Bogusława Kaczmarka, głupio biegać, niż mądrze stać. Co tydzień siadaliśmy jak do sit-comu, by obserwować „postęp” piłkarzy w walce o utrzymanie. Parafrazując innego znanego trenera, Franciszka Smudę, Śląsk jednak grał o spadek. Po 30 kolejkach wrocławianie byli wymieniani jako główny (obok Zagłębia Sosnowiec) kandydat do spadku. Typowano, że nic ich przed tym nie powstrzyma. Częstotliwość spotkań wzrosła, a my co 3 dni oglądaliśmy inną drużynę. Jednego dnia Śląsk postanowił grać dramatycznie w obronie, kolejnego wyłączał środek pola, a żeby dopełnić tydzień, w trzecim spotkaniu atakujący Śląska mentalnie zostawali w szatni.

Sytuacja Śląska przed meczem z Zagłębiem Sosnowiec prezentowała się dramatycznie. Przegrany tego spotkania miał spaść do 1. ligi. W pierwszej połowie WKS kontrolował spotkanie, ale niestety na początku drugiej połowy drużyna z Wrocławia zderzyła się z rzeczywistością – Olaf Nowak wykorzystał gapiostwo Piotra Celebana i Mariusza Pawelca i zdobył bramkę, która nie przekreśliła szans Zagłębia Sosnowiec na pozostanie w Ekstraklasie. Na szczęście to była tylko 50.minuta i drużyna Lavicki szybko się pozbierała. W 57 minucie Golla, a w 59. Radecki zdobyli bramki pozwalające na krótki oddech ulgi. Wtedy zobaczyliśmy zawodników z ogniem w oczach, z determinacją walczących o dobro klubu. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 4:2 dla wrocławian, ale to był tylko niewielki krok ku pozostaniu w Ekstraklasie. Kolejnym przejawem odrodzenia się szatni był mecz z Wisłą Płock we Wrocławiu. Pomimo widocznych braków umiejętności, które zawodnicy nadrabiali charyzmą i ambicją, udało się wygrać i było wiadomo, że zwycięstwo w Legnicy da Śląskowi upragnione utrzymanie. Upragnione- bo z biegiem sezonu trzeba było bardzo mocno obniżyć piłkarską poprzeczkę w stolicy Dolnego Śląska. Wrocławianie, pomimo mniejszej ilości błędów indywidualnych niż koledzy z Legnicy, męczyli się długo i ostatecznie wywieźli z terenu Miedzi jednobramkowe zwycięstwo. Utrzymanie, ulga. Jednak dlaczego tak doświadczona drużyna musiała bić się o kolejny sezon w Ekstraklasie do prawie samego końca?

Cofnijmy się o kilka miesięcy. Jest 26. Października 2018 roku. Śląsk właśnie pokonuje na wyjeździe beniaminka z Legnicy aż 0:5. Wcześniej również na wyjeździe gromi 0:4 Jagiellonię oraz pokonuje u siebie późniejszą rewelację sezonu- Piasta Gliwice 4:1. Po drodze przegrywa jedną bramką z Legią i 1:2 z Arką. Jednak w tym momencie sytuacja Śląska nie wygląda źle. Zajmuje dwunastą lokatę, gra w kratkę, ale traci jedynie dwa punkty do grupy mistrzowskiej. Śląsk wciąż w wielu meczach stawiany jest jako faworyt. W czternastej kolejce datowanej na pierwszy weekend listopada stawiany jest właśnie w takiej pozycji przed spotkaniem z przedostatnią Wisłą Płock. W 29. minucie spotkania obrońca Płocczan i reprezentant Polski Adam Dźwigała zostaje ukarany czerwoną kartką. Śląsk gra w przewadze i… traci 3 bramki. W tym blamażu należy upatrywać początek dramatu, ciągnącego się do końca sezonu. Śląsk w tamtym spotkaniu nie pokazał nic. Nie istniał środek pola. Nie wykorzystywano liczebnej przewagi, piłkarze zamiast spokojnie konstruować akcje właśnie przez środek wykorzystując Augusto czy Radeckiego stawiają na dramatycznie proste i czytelne rozwiązania:

-przejęcie w obronie,

-długa na skrzydło,

-wrzutka,

-ofiarne bronienie się przed kontrą Wisły.

Nie wyszło. 0:3 u siebie, grając w przewadze. Wtedy Śląsk zaczął się sypać. Spektakularne wygrane na wyjeździe odeszły w niepamięć. Wspomniany 26. października zapisał się jako data ostatniego zwycięstwa Śląska na wyjeździe do czasu… meczu z Arką w przedostatnim dniu marca. Remisy z Górnikiem, Cracovią oraz Koroną, do tego porażki w meczach z Lechią, Lechem i Pogonią spowodowały, że do wigilijnego stołu piłkarze Śląska zasiadali mając punkt przewagi nad strefą spadkową oraz 11 punktów straty do górnej ósemki. Stało się jasne, że potrzebna jest zmiana, a sezon będzie stał pod znakiem walki o utrzymanie. Tadeusz Pawłowski pożegnał się z posadą szkoleniowca, a na jego miejsce przyszedł uznany czeski szkoleniowiec, Vitezslav Lavicka.

Wspomniane przyjście trenera Lavicki pobudziło trochę futbol w stolicy Dolnego Śląska. Wrocławianie pewnie zwyciężyli w starciu z czerwoną latarnią ligi z Sosnowca, wygrali derby z Zagłębiem Lubin, pokonali Jagiellonię. Prezentowali się, przynajmniej w meczach domowych, przyzwoicie. Na wyjazdach piłkarze Śląska przegrywali mecz za meczem. Wspomniane przełamanie w Gdyni dało Śląskowi 11 miejsce po 27. Kolejce i sześć punktów przewagi nad strefą spadkową.

A potem spokojny film, niczym dokument czytany przez Krystynę Czubównę, zamienił się w komediodramat. Dramatyczne dla oczu spotkanie między Śląskiem a Miedzianką zakończone wynikiem bezbramkowym, cztery porażki z rzędu, wszystkie z rywalami w walce o utrzymanie, czyli kolejno:

– 2:0 z Wisłą Płock,

– 0:1 z Górnikiem Zabrze,

– 2:0 z Koroną Kielce,

-1:2 z Górnikiem Zabrze (już w grupie spadkowej).

Roztrwonienie przewagi nad strefą spadkową i wylądowanie na 15. miejscu z przewagą zaledwie trzech oczek nad ostatnim Zagłębiem Sosnowiec. Śląsk stał się głównym faworytem do spadku.

Po remisie z Wisłą Kraków Śląsk wszedł na drogę zwycięską, a mecz z Zagłębiem Sosnowiec okazał się punktem zwrotnym. Sinusoidalny sezon Śląska to wypadkowa kilku czynników.

Po pierwsze defensywa, podczas batalii o utrzymanie obserwowaliśmy z każdym dniem inną formację defensywną. Tarasovs i Golla dodawali z każdym spotkaniem coraz więcej kolorytu, ich błędy sprawiały, że gra defensywna wyglądała dramatycznie, lub komicznie jeśli kibicowało się akurat przeciwnikom. Celeban i Pawelec to klubowe legendy, ale swojej metryki nie oszukają. Choć nie brakuje im ambicji i determinacji, to problemy ze zwrotnością, które obaj mieli w ostatnich starciach sezonu, powinny dać do myślenia włodarzom Śląska.

Nie do końca trafione transfery. Krzysztof Mączyński nagle zniknął, jego podania i stałe fragmenty okazywały się coraz mniej celne. Lubambo Musonda z marszu stał się jednym z najszybszych i najlepszych technicznie skrzydłowych ligi, przynajmniej w pierwszych 4-5 spotkaniach. Potem również jego atuty przestały być widoczne. Irański skrzydłowy, Farshad Ahmadzadeh błyszczał na początku sezonu, ale później grał tylko epizody w serialu ‘’Śląsk Wrocław 2018-2019”. Latem opuści klub i prawdopodobnie wróci do swojej ojczyzny.

Mentalność. Piłkarze Śląska wyraźnie ulegali pod presją bycia faworytem. Przegrywali spotkania w swoich głowach. Frustrowali się na boisku, wdawali się w niepotrzebną polemikę z kibicami, a nie potrafili skupić się na tym co najważniejsze- na odpowiedniej postawie na boisku.

Ostatnią przyczyną blamażu – bo tak chyba trzeba nazwać ten sezon – jest w naszej opinii brak odpowiedniej konkurencji w postaci młodych zawodników. Śląsk notuje zdumiewająco dobre wyniki w rozgrywkach Centralnej Ligi Juniorów zarówno wśród drużyn U-18, U-17 oraz U-15. Piotr Samiec-Talar, Bartosz Boruń, Aleksander Paluszek – to zawodnicy wyróżniający się w zespołach juniorskich, którym należy dać szansę pokazania się w szerokiej kadrze. Niestety, Śląsk jest na bakier ze stawianiem na młodzież. W czasie gdy Wisła Kraków wprowadza do drużyny piętnastolatków, Śląsk nie daje szans zawodnikom młodszym niż 20-21 lat. Klubowe „dinozaury” nie mają konkurencji, nie czują na sobie presji utraty miejsca w składzie, bo nikt nawet nie pozwala im na jej dozę. W przyszłym sezonie wchodzi przepis jednego Młodzieżowca w składzie meczowym, czyli zawodnika z rocznika 98’ i młodszego. Kim zagra Śląsk, skoro nie wypróbował jeszcze nikogo?

We wrocławskiej piłce musi zmienić się bardzo wiele, aby Śląsk podchodził do ostatniej części sezonu przynajmniej ze spokojem. Znając realia ekstraklasy, delikatne zmiany mogą wprowadzić zespół do czołowej ósemki, ale stagnacja może rozpocząć grę w spadki, tak jak w przypadku Ruchu Chorzów. Reżyser już jest, czas pobudzić aktorów, albo postawić na nowych. Zmienić musi się również postawa producentów tego filmu w postaci właścicieli klubu. Wakacje dla Śląska nie będą czasem spokoju i odpoczynku, przynajmniej miejmy taką nadzieję.

tekst – Adam Pyzder, Bartosz Wieczorek