pies – klub winowajców

Gdy warszawski zespół The Car is on Fire („…There’s no driver at the wheel”) kończył swoją działalność, śpiewał o człowieku z duszą psa, tym samym przekazując pałeczkę innej indie popowej ekipie, tym razem, z Poznania — pies. Na tym analogie się nie kończą: obydwa składy to osłuchani wzdłuż i wszerz goście, więcej nawet — to redaktorzy dość poczytnych portali o muzyce, wykorzystujący posiadaną wiedzę w piosenkach, które tworzą. I tak jak warszawiacy zatopieni byli w inspiracjach z lat 90. i początków lat zerowych, tak muzyka psa to odpowiedź na lata 10. XXI wieku. Oczywiście ta klasyfikacja jest tylko powierzchowna, ale może naszkicuje wam sytuacje, z jakimi będziecie mieć do czynienia na ich debiutanckim, wydanym w ostatni piątek albumie — Na więcej nie mam sił.

Ostatni indeks tej świetnej płyty to perełka i zarazem nasz mocograj, esencjonalnie przedstawiający atmosferę całego wydawnictwa. Klub Winowajców, piosenka, która zapożyczyła swój tytuł od kultowego filmu Johna Hughesa. Utwór ten oddaje hołd nocnym rozmowom przed świtem, w trakcie których rozplątuje się język i „nie przejmujesz się tym, co zaraz powiesz”. Nie chcę nawet pisać, jak bliskie są mi takie rozkminy („Close my eyes, feel me now…”). Jeszcze jedna rzecz, którą warto podkreślić — specyficzne napięcie utrzymujące się szczególnie w trakcie zwrotki (to chyba efekt ciągle wznoszącej się progresji). Sprawia ono, że mój żołądek lekko się ściska i praktycznie bez oddechu przysłuchuje się każdej nutce do końca utworu.

PS. We wtorek w Polonezie o 20:00 chłopaki z psa będą moim gośćmi w audycji – porozmawiamy (jak w Klubie Winowajców!) o płycie, piosenkach i muzyce.

Krzysztof Ciach