Pharoah Sanders

Pharoah Sanders
Nowy jazz stał się wyrazem kontestacji rzeczywistości i otwartym manifestem egalitaryzmu.
W samym gatunku nie jest to nowe zjawisko – tematyka ta obecna już była w brzmiącej bardzo „pod nóżkę” twórczości Caba Callowaya. Niewerbalne przekazywanie tych treści zdominowało dużą część kompozycji w drugiej połowie lat 60. i w latach 70. Jednym z nagrań odzwierciedlającym przemiany społeczne i polityczne tamtego okresu jest album Black Unity Pharoah Sandersa. W tym tygodniu to wydawnictwo obchodzi 50. rocznicę premiery.

 

Jeśli mielibyśmy wybrać jednego muzyka, którego twórczość współgrała z rozpędem, z jakim działały wówczas ruchy obrony praw obywatelskich, w większości przypadków padłoby na Pharoah Sandersa. Saksofonista był do tej roli przygotowywany przez lata. Wychowując się w stanie Arkansas, bezpośrednio zetknął się z segregacją rasową na południu Stanów. Przeprowadzka do Nowego Jorku na pewien czas zmusiła go do życia na ulicy. Lata 60. były jednak kluczowe w kształtowaniu jego uduchowionego stosunku do muzyki. 

 

Współpracował najpierw z Sun Ra, a następnie z Johnem Coltrane’em i Donem Cherrym, trójką ojców chrzestnych jazzu spirytualnego. Najważniejszy dla niego był Coltrane. W 1965 roku nowy skład wspierający Coltrane’a został zbudowany wokół możliwości Pharoah, któremu wielokrotnie powierzano funkcję pierwszego saksofonisty. To właśnie Sanders – uczeń, podyktował brzmienie ostatnich lat życia Coltrane’a – mistrza.

Wpływ mentora jest ewidentny w Black Unity. Rozległa kompozycja trwa 38 minut. Sekcja rytmiczna dokładnie prowadzi zespół stabilnym pulsem, jednak wszystko, co dzieje się powyżej, zdaję się tego pulsu unikać. Dęte trio w składzie Pharoah Sanders, Marvin Peterson i Carlos Garnett gra formę z afrobeatowym zacięciem. Frazy są wielokrotnie powtarzane w unisono, przez co troje muzyków brzmi jak znacznie większy skład. Wspomniana sekcja rytmiczna ma natomiast niecodzienną budowę. Dwóch kontrabasistów –  Stanley Clarke i Cecil McBee, dwóch perkusistów – Norman Connors i Billy Hart, pianista Joe Bonner i perkusjonalista Lawrence Killian. Ta grupa muzyków przeskakuje non stop po brzmieniach różnych rejonów Afryki. W ich grze słychać wpływ etiopskiego i południowo-afrykańskiego jazzu, ludowe rytmy z Afryki Zachodniej, czy nawet afrofunk i highlife.

Improwizacje na Black Unity są naprawdę szalone. Każdy z muzyków grający solo wydaje się przeżywać katharsis, wyrzucając przez instrumenty frustrację i tym samym osiągając brzmienie pełne nadziei. Takie kontrasty pojawiają się notorycznie. Wszystko to zmierza w stronę wielkiego finału, którym jest wydłużona, kolektywna improwizacja.

 

Jazz spirytualny, który rozwinął się tak prężnie dzięki Sandersowi, brzmi często spokojnie i medytacyjnie. Na płycie Black Unity saksofonista udowodnił jednak, że ta duchowość jest również polem do wyzbycia się gnębiących nas, negatywnych emocji. Przekuwanie furii w twórczość wcale nie jest nie na miejscu. W przypadku Pharoah Sandersa złość wynika z nierówności społecznych i brutalnego rozpadu kolonializmu w Afryce. Filozofia obecna na Black Unity jest jednak uniwersalna. Każdy z nas, tworząc, może rozprawić się z własnymi demonami.

Filip Baczyński