Nowe Horyzonty 2018 – relacja

Nowe Horyzonty 2018 – relacja

fot. Dorota Kwiatkowska

Czynny udział w festiwalu filmowym można porównać do przebiegnięcia wymagającego maratonu bez przygotowania – początkowa ekscytacja w jego  trakcie zmienia się w znużenie i zmęczenie występujące pod koniec. Jednak jego finisz i zakończenie dostarczają niezapomnianych wspomnień, dawki endorfin i niecierpliwego oczekiwania na przyszły rok. 18. MFF Nowe Horyzonty podsumowują Anna Lalka oraz Józef Poznar

Na całe 11 dni Wrocław stał się filmową mekką dla spragnionych kina odrobinę bardziej wymagającego. I choć dobry repertuar musi być solidnym fundamentem dla tego typu wydarzenia, jego największą siłą jest jednak wszystko to co dookoła – ludzie, przestrzeń, atmosfera. I to w tym roku nie zawiodło.

Pozostańmy jednak przy trzonie. Wydarzenia towarzyszące, spotkania z gośćmi, rozmowy w kuluarach, to wszystko napędzają filmy wywołujące dyskusję. O których nie tyle, że chce się porozmawiać – odczuwa się palącą potrzebę wymiany opinii. Od pierwszego obejrzanego filmu.

Filmy, które warto zobaczyć

 

5. Dom, który zbudował Jack

Zapowiadany jako film przerażający, a okazał się najzabawniejszym akcentem Nowych Horyzontów. Socjopatyczny Jack prowadzony przez piekło przez dantejskiego Wergiliusza spowiada się z dziesiątek wykonanych morderstw. Wiąże się to z makabrycznością zdarzeń, ale także komicznym zgłębianiu bohatera z napompowanym ego i cechami, które z pewnością nie pomagają w realizowaniu zabójczych celów. Dobra dawka czarnego humoru

 

4. Lato

Ekranizacja przeżyć młodych muzyków rosyjskich lat 80. urzekła mnie swoją beztroską. Pomimo ograniczonych wolnościowo czasów w trudnym kraju, historia toczy się optymistycznym torem, gdzie nie brakuje letniego lenistwa w słońcu. Inne patrzenie na emocje w tym filmie sprawiło, że stał się jaśniejszym promieniem na tle przygnębiających wyborów tegorocznego festiwalu.

 

3. Zniewaga

Społeczne poróżnienie pomiędzy dwoma mieszkańcami Bejrutu okazuje się przedstawieniem zróżnicowań narodowościowych w Libanie. To wszystko we wciągającej fabule zgłębiającej wnętrza libańskiego chrześcijanina i palestyńczyka. Pięknie pokazuje, że sytuacja na Bliskim Wschodzie nie ma dobrej i złej strony, a nienawiść to pojęcie względne.

 

2. Kafarnaum

Film z serii: pokażemy wam zakątki świata, gdzie życie może stać się horrorem. W tym przypadku chłopca, którego historia okazała się przekrojem bejruckiego społeczeństwa. Seans ważny dla zrozumienia mrocznych części Bliskiego Wschodu, a także przybliżenia emocjonalności dzieci żyjących w biedzie, na którą nie mają wpływu.

 

1. Climax

Przeżycie obowiązkowe dla każdego kinomana. Zachwycać można się rewelacyjnym operowaniem kamery, dopracowanymi choreografiami i odważnym wyborem scen. Dawno też nie widziałam filmu z tak dobrze dopasowaną ścieżką dźwiękową, która wryje się do głowy razem z filmowymi zdjęciami. Narkotyzujące wspomnienia pełne ostrych barw i szaleńczych zachowań bohaterów pozostaną ze mną na długo.

 

Anna Lalka

W dzień otwarcia widzowie otrzymali pięć propozycji, z których każda była zapowiedzią tego wszystkiego, co będzie pokazywane na tegorocznej edycji. Canneńska premiera będąca laureatem tamtejszej Nagrody Jury, czyli Kafarnaum w reżyserii Nadine Labeki, reprezentowała kino społecznie ważne, wrzucające widza w świat dla Europejczyków tak odległy, że aż wydawać by się mogło, że zmyślony. Bieda, przemoc, cierpienie dzieci, etyczny niepokój, w najróżniejszych obliczach Bliskiego Wschodu. Touch Me Not Adiny Pintilie, filmowy eksperyment nagrodzony Złotym Niedźwiedziem na tegorocznym Berlinale, poruszający tematykę intymności i odkrywania własnego ciała, tak podczas seansu, jak i w trakcie towarzyszących mu warsztatów. Łukasz Grzegorzek i wstęp do polskiego kina trochę niezależnego i trochę art-housowego w jego Córce trenera (o obecności rodzimych produkcji na festiwalu pisaliśmy szerzej wczoraj). Islandzkie I oddychaj normalnie sygnalizujące ponadprzeciętną reprezentację kina nordyckiego, za sprawą europejskich grantów oraz na deser czterogodzinny Sezon diabła, autorstwa nowohoryzontowego ulubieńca, Lava Diaza – zapoznanie ze slow-cinema dla najwytrwalszych.

W olbrzymim kontraście do pierwszego dnia stoi ostatni. Wielu festiwalowiczów wtedy już nie ma, bo wracają do domu; pozostają najwierniejsi bojownicy kina, poniekąd już znużeni natłokiem emocji. Dla nich przygotowano zdecydowanie lekkie seanse, nastrajające pozytywnie i dodające nadziei. I nie chodzi tu tylko o absolutny hit zeszłego sezonu, Call Me By Your Name, którego oba seanse wypełniły salę kinową w mgnieniu oka, ale też film zamknięcia – włoski Szczęśliwy Lazzaro. Ciepły, familijny, ale nie obawiający się mówienia o ważnych sprawach.  

Filmy, których lepiej unikać

 

5. Dogman

Idealny przykład świetnego filmu, którego nie da się obejrzeć więcej niż raz. W sposób chłodny i wykalkulowany egzekwuje zestaw emocji, który część widzów pokocha, a część doszczętnie znienawidzi: zażenowanie, upokorzenie, wściekłość, bezsilność oraz rozczarowanie. Ale to naprawdę dobrze zrobiony film.

 

4. Dowłatow

Odpowiedź zza szczątków Żelaznej Kurtyny na "Inside Llewyn Davis" braci Coen: zamiast pasji muzycznej jest literatura, zamiast goryczy folku jest podszyta ironią obawa przed wszechobecnym aparatem komunistycznej władzy, a zamiast Johna Goodmana jest nasz polski Piotr Gąsowski w rosyjskim dubbingu. Tylko kota brak.

 

3. Jeszcze dzień życia

Najważniejsze przesłanie płynące z tego filmu to fakt, że potrzebujemy więcej adaptacji dzieł Kapuścińskiego. Z tym, że lepszych. Docudrama w formie animacji rodem z cut-scenki z gry komputerowej, przeplatanej z wypowiedziami uczestników zdarzeń bardziej przeszkadza swoim rozmachem niż pomaga. Z Ryszarda Kapuścińskiego możemy zrobić naszego narodowego bohatera, tylko może nie w formie mieszanki Nathana Drake’a z Jamesem Bondem.

 

2. The Image Book

Genialny Godard znowu to zrobił! Losowy zbiór ujęć i kadrów przeplecionych z bełkotliwym i moralizatorskim monologiem z offu (którego nawet w napisach zabronił tłumaczyć z francuskiego). Zaślepiony fan może się doszukać inteligentnej, antywojennej krytyki, ale przeciętny widz zobaczy tylko środkowy palec, który na tym etapie twórczości Godarda bardziej nudzi niż szokuje.

 

1. 53 wojny

Zaczyna się świetnie, rozwija dość dziwnie, a jak kończy to raczej nikt nie wie, bo wyszedł przed napisami. Trudno pojąć co chciała tym filmem przekazać reżyserka, bo raczej nie ośmieszyć dość poważne zagadnienie. A śmiechu było co nie miara, ale raczej szyderczego, jak na kiepskiej amerykańskiej parodii.

 

Józef Poznar

Na specjalne wspomnienie zasługują tegoroczne retrospektywy. Okazji, żeby zobaczyć mistrza kina Ingmara Bergmana na dużym ekranie będzie w przyszłości pewnie jeszcze sporo, ale i tak jest to najlepszy sposób na świętowanie 100 urodzin Szweda. Dzięki poprzedzającym seanse wykładom, nowicjusze mogli w pełni zrozumieć wizję artystyczną jednego z najbardziej uznanych reżyserów XX wieku, a najwięksi fani – odkryć coś nowego. W zestawieniu ze wspomnieniem Nicolasa Roega, wszechstronnego reżysera praktycznie nieznanego szerokiej widowni, można znaleźć podobieństwa między tymi dwoma twórcami, przynajmniej w jakości tworzonych dzieł. Podejmując się maratonu twórczości Brytyjczyka, widzowie otrzymywali 9 filmów z najróżniejszych gatunków – fantasy, science-fiction, western, surrealistyczna komedia pomyłek, czy psychologiczny horror to tylko niektóre z nich. W dodatku w gwiazdorskiej obsadzie aktorskiej, z debiutantami kina takimi jak David Bowie, Art Garfunkel czy Mick Jagger.

Nie można zapomnieć o klubie festiwalowym – odskoczni od filmów, kierunku migracji po ostatnim seansie do oddalonego nieopodal Arsenału. To miejsce wyjątkowe, odpowiadające najróżniejszym widzom. Ci, oczekujący oczyszczenia głowy po dniu pełnym filmów raczyli się najróżniejszymi koncertami; ci łaknący ożywiającej dyskusji z pewnością znaleźli rozmówców. A spotkać tam można było nie tylko współfestiwalowiczów, ale także organizatorów czy twórców filmów – i porozmawiać z nimi o kinie i interpretacjach filmów.

Na Nowe Horyzonty przyjeżdżają ludzie nie tylko z okolic Dolnego Śląska, ale także z całej Polski a czasami nawet z Europy i ze świata. Przykładowo Sam – kinomaniak z Danii. Stały bywalec festiwali w Wenecji, Karlovych Varach czy Toronto. Do Wrocławia przyciągnęła go kameralność imprezy, brak nadęcia pośród uczestników i wiele filmów, które poza elitarnym Cannes są pokazywane po raz pierwszy. Przyjechał tu za namową polskiego dziennikarza poznanego we Włoszech. Jak sam stwierdził, była to dla niego okazja, żeby zweryfikować kreowany w mediach wizerunek kraju nad Wisłą. „Jest sympatycznie” – stwierdza. Zapewnia, że w przyszłym roku też przyjedzie. I może jesienią odwiedzi Polskę, tak po prostu, aby pozwiedzać, bo zaciekawił go ten kraj. Gdyby nie festiwal, być może nigdy by mu to nie przyszło do głowy.

Nowe Horyzonty to wizytówka dla miasta, swoista perła w koronie wydarzeń kulturalnych, doroczne filmowe World Games. Interesująca inicjatywa nie tylko dla zakochanych w X muzie, ale też dla tych, którzy chcieliby zrobić coś nietypowego ze swoim czasem w samym środku miasta i w samym środku wakacji.

Do rozpoczęcia 19. edycji festiwalu Nowe Horyzonty pozostało 352 dni.