Kedr Livanskiy

Kedr Livanskiy
Między analogowym a cyfrowym, tym, co bliskie naturze a tym, co miejskie, między chłodem a ciepłem dźwięku. Jej muzyce daleko do gatunkowych ram, choć przeważnie blisko tanecznego parkietu. Kedr Livanskiy Artystką Tygodnia w Akademickim Radiu LUZ.

 

Kedr Livanskiy przyznaje, że rosyjskie realia zdecydowanie wpłynęły na to, jaką drogą zaczęła podążać jako nastolatka. W tym czasie miała typowe dla tego wieku wrażenie, że nikt jej nie rozumie. A sama szukała siebie na różne sposoby: czytała Irvinga, słuchała The Cure, zdecydowała się na studia reżyserskie i w końcu… całkowicie zafascynowała się muzyką elektroniczną. Szczególnie jej nocną, klubową odsłoną.

Choć najnowsze wydawnictwo Livanskiy świetnie podkreśla jej umiejętności jako wokalistki, trzeba przyznać, że głos już od pierwszej płyty miał duży wpływ na atmosferę jej muzyki. Retro klimat pierwszej płyty buduje sama warstwa instrumentalna. Jednak to wokal odpowiada za progresję wielu utworów oraz jest elementem, który wzmacnia i romantyzuje emocje słuchaczy. I z czasem będzie przez nią używany w coraz bardziej śmiały i kreatywny sposób.

Podczas gdy swoją pierwszą płytę artystka w całości nagrywa w Abletonie, Ariadnę opiera o syntezatory analogowe, których brzmienie dopiero później wplata w instrumenty wirtualne. I trzeba przyznać, że ta płyta jest skokiem do przodu w jej umiejętnościach produkcyjnych. Livanskiy z coraz większą zwinnością układa bity i coraz czulej podchodzi do komponowania melodii. Dzięki tej pogłębiającej się samoświadomości, dźwiękowo udaje jej się oddać otoczenie – miejską dżunglę, przez którą o zmierzchu można się przedrzeć na obrzeża Moskwy. Tam, w lokalnym, obskurnym, na wpół zapełnionym klubie, nastolatkowie przeżywają swoje pierwsze miłosne zawody i uniesienia. Tak to brzmi i o tym jest klip do utworu Your Name, który jest dowodem na to, że studia reżyserskie Livanskiy nie poszły na marne.

Po wydaniu dwóch pierwszych albumów moskiewska artystka poczuła, że wpadła w rutynę. Ale djing szybko ją z niej wyciągnął. Granie setów dostarczyło jej nowej energii, którą wykorzystała komponując Your Need. Tym razem Livanskiy przenosi uwagę w stronę bardziej dynamicznej, odschoolowegj muzyki tanecznej. Getto house, dub, breakbeat… chociaż słowiańska surowość wciąż jest tu wyczuwalna. Jak artystka przyznaje, na scenie globalnej nie jest częścią żadnej społeczności. To w zasadzie komunikat o wolności tworzenia – o korzystaniu z różnych stylów i różnych epok. I okazuje się, że ten stan zawieszenia, bycia pomiędzy, brzmi naprawdę świetnie.

 

W przeciwieństwie do poprzednich wydawnictw zanurzonych w lołfajowej estetyce, Your Need nie brzmi jak muzyka odtwarzana ze starego magnetofonu. Wysoka jakość dźwięku i surowość struktury rytmicznej to efekt współpracy artystki ze świetnym beatmakerem Flatym. I to wyjątkowe spotkanie ma swój ciąg dalszy – nad najnowszym albumem Livanskiy także pracowała w towarzystwie producenta. Obojgu udaje się zachować balans – między uderzającą rytmiką a urzekającą subtelnością.

Kedr Livanski w czasie premiery Liminal Soul mówi o nowej erze. Przyznaje, że dziś bardziej niż realizm fascynuje ją transformacja i to, co zdekonstruowane. Na najnowszym wydawnictwie granice gatunku przesuwają nie tylko instrumentalia, ale też operowe zaśpiewy i mutujące sample wokalne, co słychać szczególnie w pierwszym singlu promującym płytę – Stars Light Up. Z kolei taki utwór jak Boy, świadczy o tym, że Livanskiy nie myślała wiele o oczekiwaniach słuchaczy. Nie obawiała się, że nie zdoła zatrzymać tych, którzy pokochali ją za energetyczne, housowo-dreampopowe kawałki. Boy dryfuje dzięki jak zwykle świetnym bitom, a równocześnie jest niemal piosenkowy, ubrany w słowa proste, pozbawione metafor. To wszystko sprawia, że bycie świadkami jej kolejnych eksperymentów z dźwiękiem i wokalem jest naprawdę ekscytujące.

Słuchając Liminal Soul, zanurzeni w pogłosach sami mamy wrażenie, że nasza dusza zawieszona jest w stanie przejściowym. Ale by pozostać jednak bliżej ciała, możemy to uczucie wytańczyć – bo w końcu, jak przyznaje sama Kedr, album narodził się na parkiecie. Ja natomiast mogę przyznać, że jest on dowodem na nieskończony potencjał rosyjskiej sceny niezależnej muzyki tanecznej.

Jagoda Olczyk