Have a Nice Life

Have a Nice Life

Have a Nice Life to postpunkowy duet z Connecticut, który zgromadził wokół siebie rzeszę oddanych fanów. Wiele można powiedzieć o ich unikatowym brzmieniu, jednak do kultowości zespołu przyczynia się sama jego otoczka i podejście do muzyki. Jest ona medium, dzięki któremu muzycy radzą sobie z depresją i niepowodzeniami.

Legendarny debiut kapeli, płyta Deathconsciousness docelowo miała być przeznaczona dla bardzo wąskiego grona odbiorców. Szokiem dla zespołu okazało się wyprzedanie wszystkich stu płyt pierwszego wydania z 2008 roku, wyprodukowanych w domowym zaciszu. Nagranie, na którym głównym tematem jest wszechobecna śmierć zyskało popularność w Internecie i uznanie w oczach krytyków. Bardzo osobiste kompozycje sprawiły, że wiele słuchaczy zaczęło utożsamiać się z artystami, a ci, bynajmniej, nie odgradzali się od swoich fanów, często prowadzili z nimi dyskusje i chętnie udzielali wywiadów (w tym — co ciekawe — jeden dla Radia LUZ niedługo po wydaniu albumu).

Debiutancka płyta była początkowo kompilacją niezbyt spójnych, eksperymentalnych produkcji, dopóki nie spięto ich motywem śmierci. Taki zabieg był reakcją na traumatyczne doświadczenia muzyków. Uznali, że to zjawisko, choć nieodłącznie związane z życiem, to w kulturze zachodu jest zwykle przemilczane. Płyta miała na celu przypominać słuchaczom o bliskości śmierci.

Gdy drogi muzyków – Dana Barretta i Tima Macugi zetknęły się po raz pierwszy, szybko połączyło ich zamiłowanie do eksperymentów z muzyką akustyczną. Wymiana taśm z nagraniami dała początek ich muzycznej współpracy w 2000 roku, a pisanie utworów było dla nich przede wszystkim wspólnym hobby. Temat ich wydawania był nieporuszany przez wiele lat. Ich proces twórczy był za to prosty i całkowicie spontaniczny. Polegał na oblepianiu bazy utworu, którą mógł stanowić chociażby krótki riff, o kolejne pomysły podrzucone z jednej ze stron duetu. Pytani o swoje największe inspiracje, jednym tchem wymieniają takie zespoły jak Joy Division, The Sisters of Mercy i My Bloody Valentine, a w ich brzmieniu czuć również wpływy muzyki drone, folku, ambientu czy shoegaze’u.

Istotnym elementem pierwszej płyty, a także kierunkiem w postrzeganiu kapeli jest booklet, napisany przez Barretta. Po stracie rodzica, cały swój żal skoncentrował na księdze. Opowiada ona o antiocheaniźmie, fikcyjnej religii, której wyznawcy gloryfikowali śmierć. Liderem tego kultu miał być Antiochus — trzynastowieczny heretyk, ostatecznie spalony na stosie za organizacje serii rytualnych morderstw w Rzymie. Groteskowa lektura przedstawia jego życie i poglądy, a także przyszłość kultu i krótką historię jego badacza. Księga w naturalny sposób wpisała się w formułę Deathconsciousness, dopełniając muzykę o rozbudowaną mitologię.

Zespół ma tendencję do kreowania swojego wizerunku w specyficzny sposób. Jak nie zbudowanie charakterystycznej mitologii, to zabawa z fanami. Przy wydaniu kasetowej epki Time of Land, która wyprzedała się podczas najbliższego możliwego koncertu, zespół umieścił w kasecie notkę, która informowała o dodatkowej, ukrytej taśmie w lasach Nowej Anglii. Było to wyzwanie dla najbardziej oddanych fanów. Poszukiwania trwały kilka miesięcy. Całość została później udostępniona do pobrania za darmo, a produkcji już nigdy nie wznowiono.

Podobnie specyficznie było w przypadku pobocznego projektu Giles Corey. Jego nazwa wzięła się od mieszkańca Salem, oskarżonego o czary, a następnie zmiażdżonego pod głazem. Do wydania dołączony został booklet, który traktował o życiu kolejnego, fikcyjnego lidera kultu oraz o jego wynalazku – halucynogennym exit bagu. Ostateczna postać albumu to reakcja na rozpad związku Barretta i podsumowanie rocznego okresu, w którym muzyk stał na skraju samobójstwa. Efektem są oniryczne, depresyjne aranżacje, kładące nacisk na chóralny śpiew artysty, dopełniane przez delikatne, elektroniczne dźwięki i zapadające w pamięć melodie – choć początkowo projekt miał być jedynie studium stylistyki country z użyciem wyłącznie instrumentów akustycznych.

Po drugim albumie The Unnatural World, bardziej dojrzałym i pełnym ciężkiego, dronowego charakteru, muzycy zwolnili tempo i skupili się na swoich prywatnych życiach. Obaj pozakładali rodziny. Dan prowadzi agencje marketingową, a Tim utrzymuje farmę oraz uczy w szkole. Ruszyli naprzód i trudno odnaleźć w nich tę samą aurę, którą mieli przy nagrywaniu starszych płyt. Dan w wywiadzie wspomina, że dziesiątki fanów po koncertach pyta go, jak to jest wyjść na prostą? Uznaje to za niesamowite, jak bardzo ludzie zżyli się z ich twórczością.

Po pięciu latach przerwy wrócili z albumem Sea of Worry, wydanym 8 listopada tego roku. Muzyka, która się na nim znalazła, jest silnie inspirowana gotyckim rockiem, co zaowocowało bardzo energicznymi utworami. Na płycie znalazły się również dwie piosenki, które znane były już z kompilacji Voids, jednak przeszły poważną metamorfozę. Ogólny wydźwięk płyty nie jest jednak już tak znaczący, jak przy poprzednich wydawnictwach, ale fani są zachwyceni kolejną porcją materiału od niebanalnego zespołu. Pytanie brzmi, co Have a Nice Life czeka w przyszłości? Miejmy nadzieję, że wyłącznie dobre życie.

Dominik Świątek