Boris – Drowning by Numbers

W jaki sposób wydawać albumy na tyle często, żeby zaspokajać pragnienia fanów przynajmniej raz w roku, jednocześnie nie tracąc przy tym na jakości? Na odcinek poradnikowy zaprasza zespół Boris działający na scenie od 1992. Od tamtej pory Takeshi, Wata i Atsuo przebrnęli przez wszystkie możliwe stany drone’u, noise rocka i stoner-metalu oraz ich syntez w przeróżnych kombinacjach. Wydany w ubiegłym tygodniu W to czterdziesty szósty długogrający album japońskiego zespołu, który postanowił położyć kolejne karty na stół. Tym razem hałasy nie są aż tak brutalne, jak w przypadku zeszłorocznego 2R0I2P0, a ambientowe sekwencje często przechodzą w eteryczne, dream-popowe konstrukcje, trzymające jak zawsze w niesamowitym napięciu.

Kawałek Drowning by Numbers stanowi doskonałą pocztówkę dla całego krążka. Szalone trio prowadzi nas przez ciemny, bagnisty las wprost do chatki starej szeptuchy, która rzuca kolejne zaklęcia w rytmie odliczania następujących po sobie liczb. Słuchając utworu, na myśl przychodzi mi tylko jedno porównanie, a mianowicie finałowa scena pierwszego sezonu Detektywa (spoiler alert), mająca miejsce w przerażającej Carcosie. Wspólnym mianownikiem jest w tym przypadku poczucie dotknięcia zakazanych rejonów swojej podświadomości, w której czyhają na nas prawdziwe potwory. Dlaczego więc Drowning by Numbers to jednocześnie tak uspokajający utwór? Ciężko powiedzieć, gdyż outro sugeruje, że nie jest to historia z happy-endem. Być może każdy potrzebuje czasem dać nura głęboko wewnątrz siebie, by choć na moment zapomnieć o przyziemnych utrapieniach.

Janek Dąbrowski