Bardziej popularno czy naukowo?

Bardziej popularno czy naukowo?
Miniony rok jak żaden inny od początku tego tysiąclecia (!) pokazał nam, na co stać współczesną naukę. Pokazał, jak można zapracować na „eurekę” w 12 miesięcy, jak z presją na barkach przebyć drogę od pustej kartki do gotowego produktu, na który czekają miliony osób, jak znaleźć się w tak ogromnym centrum zainteresowania i nie spiec przy tym raka.

 

Z drugiej strony uświadomił nam też, że nauka jak nigdy wcześniej potrzebuje naprawdę dobrego PR- u, będącego dosłownie kontaktem z otoczeniem (czyt. populacją, której praca naukowa nie spędza snu z powiek przez cały tydzień).

Ale jak to zrobić? Bo Homo sapiens zalewany jest fakenewsowymi falami i coraz gorzej wyciągnąć mu rękę po pomoc. Chociaż z drugiej strony, wyciąga ją chętniej niż kiedykolwiek wcześniej. I kiedy już wydawałoby się, że najtrudniejszy ruch wykonany, bo:

i) jest chęć weryfikacji informacji,

ii) krytyczne myślenie daje o sobie znać,

iii) naruszona zostaje struktura prywatnej bańki informacyjnej

to Homo sapiens nie ma komu podać ręki!

I to pewnie powinno dać nam najwięcej do myślenia. Bo z jednej strony mamy zarzuty do naukowców, że nie potrafią komunikować. Mają potężną wiedzę i robią świetne rzeczy, ale często po prostu nie mogą opowiedzieć o nich w przystępny sposób. Z drugiej strony do dziennikarzy, którzy potrafią świetnie komunikować, ale często nie wiedzą, jak ugryźć naukę w naukowy sposób.

Z pewnością można by tu zaprezentować całą siatkę nieskończonych rozwiązań, a w jej gronie zaproponować np. obowiązkowe kursy ze storytellingu dla wszystkich pracowników naukowych czy fascynujące zajęcia laboratoryjne dla młodych adeptów dziennikarstwa.

Tylko czy każdy naukowiec MUSI świetnie opowiadać, a każdy dziennikarz naukowy MUSI znać w szczegółach etapy pracy nad eksperymentem? Niekoniecznie. I w tym momencie okazuje się, że możemy mieć trzeci wymiar – osoby, które wejdą w świat pomiędzy. Pomiędzy profesjonalnym dziennikarstwem a profesjonalną nauką. Co je wyróżnia? Naukowy background i odwaga do opowiadania. Odwaga, żeby podać tę rękę tonącemu Homo sapiens.

Czy powinniśmy w tym przypadku używać nazwy popularyzatora nauki? Pewnie tak. Chociaż do mnie trafia chyba bardziej angielski odpowiednik: science communicator. Komunikacji i zaangażowanego kontaktu z otoczeniem, tego najbardziej potrzebuje teraz nauka.

Więcej smaczków na temat naukowej komunikacji, autorytetów, poszukiwań na własną rękę i wychodzeniu z bańki informacyjnej znajdziecie w rozmowie Macieja Karcza i dr. Łukasza Jacha z Instytutu Psychologii Uniwersytetu Śląskiego