Artystya Tygodnia – BadBadNotGood

Artystya Tygodnia – BadBadNotGood

Jeżeli narodzinami kariery młodego, bazującego na różnych gałęziach jazzowych brzmień bandu jest szalony medley z coverami "Lemonade" Gucci'ego Mane'a (czy może "Orange Juice"?), "Bastard" i "AssMilk" Tylera, the Creatora, gdzie video rozpoczyna się przerażającym ujęciem maski świńskiego łba umieszczonej na głowie perkusisty i zaskakującą interpretacja numeru otwierającego debiutancki projekt solowy lidera Odd Future, to nawet przypadkowy przechodzień zacznie gapić się na to widowisko jak podczas wypisywania mandatów maturzystom za spożywanie piwka w parku w samo południe. Jednakże w przypadku BadBadNotGood przyczyna tego zgromadzenia nie jest tak kuriozalna. Chester Hansen (bas), Alexander Sawinski (perkusja) i Matthew Tavares (klawisze) nie mieli nawet dwudziestu lat na karku gdy w 2011 roku debiutowało ich pierwsze dziecko – "BBNG". Ich stosunek wobec sztuki jazzowej od samego początku czarował pogardą wobec charaktersytycznej dlań pretensjonalności, emanował młodzieńczą lekkością, buntem i energią czystej pasji, a eklektyczna mieszanka kompozycji własnych i coverów utworów J Dilli, Flying Lotusa, Joy Division, Odd Future czy GangStarr sprowokowała u wielu podobnych mi słuchaczy histeryczny głód kolejnych podróży z zespołem. 6 maja ukazał się ich najnowszy album "III".

Debiut zespołu, poprzedzony nagraniem "Odd Future Sessions", materiałem live i darmowym mini albumem był jedynie płytą – kluczem do dalszej kariery kanadyjskiego (jak widac Drake to niejedyny muzyk z Toronto!) trio. Jednakże już wtedy bardzo wyraźna była wspólna wizja jaką chciał realizować zespół, jak bardzo kochają swoje hip-hopowe korzenie i jak wiele znaczy dla nich wspólna fascynacja dorobkiem MF Dooma i OFWGKTA, a także niewymuszona potrzeba szukania inspiracji w najodleglejszych zakątkach muzycznej mapy. Ich spojrzenie na "Fall In Love" z "Fantastic, Vol. 2" J Dilli to wyniesienie oryginału na kolejny szczebel, wyeksponowanie jeszcze wyższej temperatury i łamanie kolejnych karków. Świadoma umiejętność tworzenia luzackiego, niechlujnego wręcz klimatu przy całkowitej kontroli nad brzmieniem utworu i improwizacyjnym duchu to najkrótsza formułka, która w choć minimalnym stopniu oddaje specyfikę twórczości BadBadNotGood.

Od kolejnego krążka wymagano więcej. Słuchacze i krytycy domagali się jakiejś deklaracji artystycznej, klarownego pozycjonowania własnej twórczości i pewnych kroków, które zasugerują, w którą stronę rozwijać się będzie brzmienie Kanadyjczyków. Tymczasem "BBNG2" wypięło na te śmieszne wymagania pośladki i dumnie zabrzmiało jak właściwa kontynuacja poprzednika. Nie ma tu jednak mowy o jakiejkolwiek stagnacji, ani o oklepanych patentach. Dojrzałość i spotęgowana obszerność wachlarzu emocjonalnego jaki udało przemycić się na jedenastu ścieżkach, gdzie idealnie zbalansowano kompozycje autorskie z interpretacjami cudzych produkcji tworzą niepowtarzalną, eklektyczną bombę. Bombę pełną sprzecznych uczuć, eksplodującą w każdym z utworów, które indywidualnie mogą zachwycać wszystkie. Wszystkie bez wyjątku. Nie jest to już jednak zwyczajna kompilacja świetnych kawałków, to album z prawdziwego zdarzenia, poprowadzony z wielkim wyczuciem i konsekwencją. Jeden z najbardziej intrygujących tripów artystycznych na jakie dziś można się wybrać – od otwierającego coveru "Earl" i nostalgicznego "Vices" po zamykające, majestatyczne interpretacje "Flashing Lights" Kanye Westa i "You Made Me Realise" My Bloody Valentine. Pod wrażeniem?

Na "III" BadBadNotGood postanowili zrobić to, czego przy okazji "BBNG2" zrobić nie chcieli. Skupili się w całości na kompozytorstwie, prezentując w pełni oryginalny materiał, który ma służyć jako stanowisko artystyczne bandu. Jest to najbogatsza i najbardziej różnorodna jeśli o chodzi o rozbieżność gatunkową płyta w dyskografii trio. Mniej na niej koncentracji na poszczególnych solowych partiach instrumentalnych, więcej tu natomiast wyobraźni i reżyserskiej niemal realizacji albumu, gdzie wszystkie utwory wciagają swoją rozszerzoną, progresywną konstrukcją. Zero zmęczenia, jest to ten typ ogromnej intensywności doznań, po którym czujemy niedosyt. Od promujących wydawnictwo "Hedron" ze składanki "Late Night Tales" i singlowego "Can't Leave the Night" po tą całą, brudną, mroczną, a jednocześnie hipnotyzującą delikatnością resztę z "Kaleidoscope" i "CS60" na czele, najświeższy materiał BadBadNotGood to jedna z najbardziej intrygujących pozycji na tegorocznym rynku muzycznym. Wiele prób prezentacji tak bardzo oddalonych od siebie biegunów brzmieniowych, a wszystko niezmiennie z duchem pazura młodości, hip-hopowego gruntu, dotyku elektroniki i jazzowej perfekcji.