Artysta Tygodnia: Vince Staples

Artysta Tygodnia: Vince Staples

Jeśli o dwudziestojednoletnim chłopaku z Los Angeles z kilkoma mixtape'ami i jedynym oficjalnym wydawnictwem w postaci zaledwie EPki  na koncie można powiedzieć, że jest raperem niemal kompletnym to należy oczekiwać naprawdę wiele. Z tajemniczym uśmiechem dowolne oczekiwania Vince Staples spełnia, każdą swoją zwrotką i niesamowicie ciekawą kreacją artystyczną. Po kilku uznanych w światku mixtape'ów taśm młody Kalifornijczyk szturmem wdarł się w pierwszoligowe towarzystwo świeżutkim, genialnym Hell Can Wait EP. Właśnie ten materiał – z takim impetem – wpłynął na decyzję o wyborze naszego Artysty Tygodnia!

Mieszkał z Syd tha Kid, do dziś mocno związany z całym kolektywem Odd Future, co zdecydowanie odcisnęło się na jego twóreczości. Odcisnęło się piętnem pozytywnym, co przede wszystkim przejawia się w klimatycznym połączeniu mrocznego, głębokiego brzmienia trzaskającej perkusji i dudniącego basu z ciepłem i słońcem klawiszy rodem z zachodniego wybrzeża. Rozpuszczony między taktami, kwaśny wokal wzbogacony o południowy luz i akcentowanie. Tak bardzo dojrzała umiejętność eksponowania wypadkowej starej szkoły kalifornijskiego rapu i postępowego podejścia do rapowania i kształtowania brzmienia. W tekstach bezkompromisowa szczerość, wciągające historie z mrocznych dzielnic LA, wakacyjny high, młodzieńczy głód i tony wbijających się w pamięć ciętych, mocarnych linijek. Vince Staples jest jak Eric Bledsoe, a nawet o krok dalej bo jemu już teraz udało się ugruntować pozycję, o którą sprytnie walczył zza cienia i oparów dymu.

Całą przygodę rozpoczął materiałem Shyne Coldchain Vol. 1, który na fali popularności Odd Future zaznaczył jego ksywkę głównie w świadomości słuchaczy z Los Angeles. Kolejnym krokiem był mixtape Winter In Prague. W całości wyprodukowany przez Nigeryjczyka Michaela Uzowuru zdecydowanie wykroczył przed szereg zalewu co najmniej poprawnych materiałów młodych gniewnych raperów nowej fali. Sporo eksperymentów brzmieniowych, ciekawa selekcja poszczególnych dźwięków ubarwiających nowoczesne podejście wobec warstwy muzycznej rapowego projektu pozwoliły Vince'owi na rozwinięcie skrzydeł. Nabranie niesamowitej pewności siebie i przede wszystkim odnalezienie własnego pomysłu na siebie. Jednakże największy progres w karierze młodego podpiecznego Def Jamu miejsce miał w 2013 roku. Dwie najistotniejsze pozycje – uznana wówczas za jedną z najlepszych niewiarygodna zwrotka na Hive Earla Sweatshirta oraz projekt Stolen Youth LP. Tape zaserwowany przez klasyczny duet raper/producent to zdecydowanie najlepsze bity w karierze Maca Millera, który na tymże materiale maskuje się pod pseudonimem Larry Fisherman. Zaskakująco świetne, przemyślane podkłady artysty z Pittsburgh i w końcu w pełni ukształtowany, dominujący gospodarz (a przecież raptem dwudziestoletni) z kapitalnymi zwrotkami i vibe'm. Do tego idealnie wyważona, mocna selekcja gości (Schoolboy Q, Ab-Soul, Joey Fatts), którzy mimo wszystko nie byli w stanie przyćmić Vince'a. 

2014 rok zależnością ciągu geometrycznego przynosi progres sensacji z Miasta Aniołów. Najpierw w marcu otrzymaliśmy kontynuację debiutanckiej taśmy – Shyne Coldchain Vol. 2. Zrobiony jakby od niechcenia, czaruje charyzmą i przynosi tak bardzo kompletne i albumowe wręcz numery jak Oh You Scared, Nate czy Shots. Vince w całości pracował pod kamuflarzem ciszy i ciemnych ujęć z klipu do Hive. Przystawka była naprawdę syta, ale cały należny hype funckjonował gdzieś z boku, pod mglistym ukryciem. Dwa miesiące temu ukazuje się klip do Blue Suede – singla promującego pełnoprawne wydawnictwo Vince'a dla Def Jamu. Wgniatający bassline łączący współczesną fascynację muzyką basową z mobb music i spuścizną Too $horta. Następnie huczna eksplozja – ukazuje się Hell Can Wait EP. Recenzenci wariują, Best New Music i szalona spowiedź klipie do Fire – kolejnego singla opartego na kontrabasowej głębi godnej BadBadNotGood. O tym materiale nie powinno pisać się zbyt dużo, powinno się go po prostu namiętnie słuchać. Poza dość płaskim 65 Hunnid, selekcja bitów jest tutaj czymś niewiarygodnym. Przekrojowość i konsekwencja wizji jaką zaprezentował tutaj Vince Staples jest równie godna podziwu. Dostajemy jeszcze bardziej dojrzałe historie i nagą otwartość, przy braku jakiegokolwiek moralizatorstwa czy fałszywych prób zabijania wewnętrznego nastolatka w sobie. Hell Can Wait EP to mocny kandydat na czołowy tegoroczny materiał, rapowy i nie tylko.