Artysta Tygodnia – Miike Snow

Artysta Tygodnia – Miike Snow

 

Jeden z najciekawszych indie-elektropopowych zespołów oraz twórcy hitu Britney Spears „Toxic”. Ciekawe a zarazem drastyczne połączenie, lecz o kim mowa? Mowa o Miike Snow. Wbrew pozorom to nie jeden człowiek a projekt 3 gości zamieszkujących stolicę Szwecji, Sztokholm.

Teraz trochę o historii i Britney. Dwóch kumpli z piaskownicy czyli Christian Karlsson i Pontus Winnberg od zawsze wiedzieli, że muzyka to ich droga życia. Ciągle tworzyli nowe zespoły, brali udział w różnych projektach muzycznych. Każdy szukał swojego miejsca, Karlsson był nawet członkiem formacji hip-hopowej Goldmine, która koncertowała razem z The Fugees! Jednak ludzie najbardziej pamiętają Christiana i Pontusa jako producencki duet Bloodshy & Avant. Może niektórzy z Was nie wiedzą, ale to właśnie oni są odpowiedzialni za krążek Britney Spears „In The Zone”. Dlaczego wspominam o Britney? A to dlatego, że gdyby nie ona to możliwe, że dziś nie mielibyśmy okazji słuchać Miike Snow. Właśnie podczas pracy nad muzyką dla Spears, Karlsson i Winnberg poznali wokalistę Andrew Wyatta, który uzupełnił skład Miike. Więc powiedzmy, że Britney nieświadomie pomogła w powstaniu tego projektu. Był to rok 2007 i na tym wątek Spears się zakończył.

Całe szczęście, bo panowie poszli zupełnie innym torem, jak się później okazało najbardziej dla nich odpowiednim. Miike Snow, to dawka odprężających, łączących pop i muzykę taneczną rytmów. Potulne, chilloutowo-elektroniczne, uszlachetnione porywającą alternatywą dźwięki, pozwolą odprężyć się nawet największym pesymistom. Subtelnie użyte syntezatory połączone z żywymi instrumentami w efekcie tworzą wyjątkową mieszankę, na tyle charakterystyczną, że gdy w radiu usłyszycie którykolwiek z ich utworów to od razu będziecie pewni że jest to właśnie Miike Snow. Muzyka szwedzkiego tercetu jest prosta, melodyjna i chwytliwa, a jednocześnie ambitna i wymagająca kilkukrotnego odsłuchu aby ją w pełni poczuć.

Panowie mają w dorobku 2 albumy, pierwszy zatytułowany po prostu „Miike Snow” i drugi, świeżutki wydany 20 marca tego roku „Happy to you”. Już pierwszym krążkiem dali mocny sygnał, że jeszcze wiele mają do powiedzenia, a drugi zdecydowanie utwierdza w przekonaniu, że Miike to projekt którym warto się zainteresować. Po przesłuchaniu albumu „Happy to you” stwierdzam, że nie jestem w stanie zanucić ani jednego utworu (no może poza singlem „Paddling Out”) i bynajmniej nie jest to wada tej płyty i ich muzyki. To tylko potwierdza, że Szwedzi nie sprzedają nam taniego badziewia o zerowej wartości tylko po to żeby być na 1 miejscach list przebojów.

W taki właśnie sposób, w niedługim czasie Miike Snow stał się jednym z najważniejszych zespołów elektronicznych w Europie. Warto dodać, że ma także z sukcesy na amerykańskim rynku, o czym świadczą trzy kwietniowe, wyprzedane koncerty w nowojorskim Terminal 5.

Jak dotąd zespół nie odwiedził jeszcze naszego kraju, lecz już niedługo się to zmieni bo Miike będzie gościć w Krakowie w ramach Burn Selector Festivalu w dniach 1-2 czerwca. Będzie to świetna okazja aby na żywo sprawdzić wartość szwedzkiej formacji.

Podsumowując Miike Snow nie jest dla każdego. Niektórzy z Was zwrócą na nich uwagę, inni tylko zapamiętają, a kilku pewnie przejdzie zupełnie obok. Lecz jeśli chcecie oddać się chwili, zapomnieć o ciężkim dniu, odpłynąć w przestworza lekkich bitów, to Miike Snow wam w tym pomoże. I w tym tygodniu będę starał się to udowodnić na antenie Akademickiego Radia Luz!