David Bowie

David Bowie

bowiee

 

 

David Bowie obchodzi w tym roku pięćdziesięciolecie swojej działalności artystycznej. Właśnie ukazała się kompilacja Nothing Has Changed podsumowująca półwiecze jego kariery scenicznej. Czy rzeczywiście przez ten czas nic się nie zmieniło? Na to pytanie spróbujemy odpowiedzieć w tym tygodniu w Akademickim Radiu LUZ na 91,6 FM.

 

 

Jako symboliczną datę, od której rozpoczęła się kariera muzyczna Davida Bowiego uznaje się 5 czerwca 1964 roku, kiedy to ukazał się jego pierwszy singiel. "Liza Jane" był reinterpretacją dawnego standardu mającego swoje korzenie w muzyce początków XX wieku. Utwór, wydany wówczas przez suboficynę wytwórni Decca, okazał się komercyjnym niewypałem i niedługo potem Bowiemu, nagrywającemu wówczas jako Davie Jones with the King Bees, odmówiono dalszej współpracy. Na swój pierwszy poważny sukces artysta musiał czekać aż 5 kolejnych lat. W międzyczasie eksperymentował z rozmaitymi brzmieniami.

 

 

bowie

 

Pierwszy poważny sukces i komercyjny przełom Bowiego przyniósł rok 1969 roku, kiedy to wydany został singiel "Space Oddity" — psychodelicznie powykrzywiany space rockowy hymn inspirowany Odyseją kosmiczną Stanleya Kubricka". Gdy załoga Apollo 11 bezpiecznie wróciła na ziemię z księżyca singiel trafił na radiowe playlisty i szybko stał się przebojem w Wielkiej Brytanii, gdzie trafił na najwyższą lokatę. dopiero cztery lata późnie utwór wydano w Stanach Zjednoczonych, gdzie także stał się pierwszym sukcesem artysty. Kim jest Major Tom? I dlaczego jego lądowanie na Księżycu tak bardzo zasmuciło naszego bohatera? Czyżby zdał sobie sprawę, że jego życie wypełnia wyłącznie pustka, być może taka sama jak ta, która właśnie w tej chwili otacza Majora Toma, gdy stawia swoje pierwsze kroki na powierzchni naszego satelity? Odpowiedzi na te i inne pytania może dostarczyć nam wyłącznie piosenka. Pierwsze małe arcydzieło w karierze Bowiego — "Space Oddity".

 

www.youtube.com/watch?v=cYMCLz5PQVw

 

Wydane 1971 roku "Changes", singiel z pierwszej w całości zasługującej na bliższe poznanie płyty studyjnej Bowiego — Hunky Dory, zuchwale zapowiada nowy porządek. I rzeczywiście. Już wkrótce Bowie ma bowiem odwrócić bieg brytyjskiej muzyki i światowego rocka w ogóle. W maleńkiej szufladce między wczoraj a jutrem, starym a nowym, romantyczną balladą a modernistycznym bangerem, znajdziecie właśnie ten utwór.

 

 

bowie3

 

 

Rok później Bowie zrewolucjonizuje wszystko to, czym do tej pory była muzyka rockowa. Ukazuje się bowiem The Rise and Fall of Ziggy Stardust and the Spiders from Mars, na którym Bowie przeistacza się w autentyczną, samoistną i niepowtarzalną gwiazdę rock & rolla — Ziggy'ego Stardusta, który w obliczu zbliżającej się apokalipsy staje się międzyplanetarnym objawieniem. To wszystko zostaje zamknięte w jedenastu perfekcyjne przebojowych i tak charakterystycznych dla Bowiego glam rockowych numerach.

 

 

www.youtube.com/watch?v=G8sdsW93ThQ

 

 

W kolejnych latach Bowie zręcznie szafuje swoimi kolejnymi scenicznymi wcieleniami. Po Ziggy'm Starduście, przyszedł czas na krążek Aladdin Sane, którego tytuł jest grą słów na sformułowaniu "A lad insane", co na polski przetłumaczyć można niefortunnie jako "szalonego gościa". W rzeczywistości owe szaleństwo odnosi się do muzycznej schizofrenii, którą na krążku serwuje odbiorcom Bowie — rock & rollowe wzorce, m.in. w niespodziewanym coverze przeboju Rolling Stonesów, ścierają się tu z inspiracjami awangardowym jazzem i parabondowskimi tematami muzycznymi. Wielu krytyków wskazuje na płytę jako najlepszy jak dotąd materiał piosenkarza. I w istocie Aladdin Sane wypełniają kolejne wiele utwory w repertuarze artysty. Między innymi "Time", w którym odbywają się psychodeliczny kabaret i makabryczny taniec — nie bezpośrednio ze śmiercią, a z czasem — jej najwyższym namiestnikiem. To rozdzierający wewnętrznie miniaturowy spektakl dwóch aktorów, z którym pierwszoplanowym jest Bowie, a drugi, nieokreślony, podskórnie wkrada się między tkanki utworu. Awangarda i duch Kurta Weilla kotłują się w jednej kompozycja.

 

 

bowie4

 

 

W 1977 roku ukazuje się krążek Low, przez niektórych uważany za najlepszy album w obejmującej już 50 lat karierze Davida Bowiego. Album zarejestrowany wspólnie z Brianem Eno jest nowym muzycznym początkiem dla nieustannie redefiniującego swoje brzmienie artysty i rozpoczęciem tzw. trylogii berlińskiej. W dużej mierze instrumentalny krążek nagrany podczas trzyletniego pobytu Bowiego w Berlinie łączy krautrockowe inspiracje brzmieniem niemieckich grup takich jak Kraftwerk czy Neu! z minimalistycznym i w dużej mierze eksperymentalnym podejściem do muzyki.

 

 

www.youtube.com/watch?v=Tgcc5V9Hu3g

 

 

Wraz z początkiem lat 80. rozpoczął się także kolejny etap w karierze Davida Bowiego. W 1980 roku piosenkarz odnalazł idealny balans między powabem komercyjnym i spełnieniem artystycznym, który odzwierciedlał singiel "Ashes to Ashes". Ten, przywołując z zaświatów postać Majora Toma z pierwszego wielkiego przeboju Bowiego — "Space Oddity", prędko poszybował na pierwsze miejsce brytyjskiej listy przebojów, zmieniając piosenkarza w prawdziwą megagwiazdę. Naturalnym następstwem tego był wydany trzy lata później krążek o wszystko mówiącym tytule Let's Dance. No, bo kto, jeśli nie Bowie, mógł z takim wyczuciem przepisać melodyjność rock & rollowych standardów na niezobowiązujący pop lat 80.

 

 

www.youtube.com/watch?v=N4d7Wp9kKjA

 

 

Po największym komercyjnym sukcesie Davida Bowiego z krążkami Let's Dance i Tonight w pierwszej połowie lat 80., piosenkarz wyraźnie podupadł artystycznie. Cała kolejna dekada miała być dla Bowiego czasem straconym. Światełko w tunelu na przemyślaną redefinicję brzmienia pojawiło się dopiero we wrześniu 1995 roku, kiedy do sklepów trafił 19. studyjny krążek artysty — Outside. Koncepcyjny album przeniósł Bowiego w stylistkę muzyki industrialnej do dystopijnego świata z przyszłości. Był to także pierwszy wspólny projekt muzyczny, który wokalista zarejestrował pod okiem Briana Eno od czasu słynnej trylogii berlińskiej z końca lat 70.

 

 

bowie2

 

 

W ubiegłym roku David Bowie powrócił na scenę po blisko dziesięciu latach nieobecności. Krążek The Next Day udowodnił, że piosenkarz może i ma na karku 66 lat, ale wciąż brzmi równie żywo i witalnie co w najlepszych latach swojej kariery. Nowa płyta na sobie właściwy sposób umiejętnie chwyta zresztą echa przeszłości, niejako podsumowując dorobek twórczy Bowiego.

 

 

www.youtube.com/watch?v=nFX1y62l9C4

 

 

Gdy w lipcu tego roku David Bowie na Twitterze ogłosił, że wkrótce można spodziewać się od niego nowej muzyki, wszyscy przyjęli tę informację z nadzieją na nowy album. Tymczasem kilka miesięcy później piosenkarz, który właśnie świętuje pięćdziesięciolecie działalności artystycznej, na trzeci tydzień listopada zapowiedział wydanie obszernej, trzypłytowej kompilacji podsumowującej jego karierę, a zatytułowanej, paradoksalnie Nothing Has Changed. Bo czy faktycznie nic nie zmieniło się od 1964 roku, gdy Bowie, jeszcze jako nikomu nieznany Davie Jones wydał swój pierwszy singiel "Liza Jane"? Dwa nowe utwory opublikowane wraz z płytą sygnalizują jednak pewne zmiany. "Sue (Or in a Season of Crime)" to prawdopodobnie jak dotąd najodważniejszy romans Bowiego z muzyką jazzową, a jego b-side, zatytułowany nie mniej tajemniczo "'Tis a Pity She Was a Whore" zestawia awangardową strukturę melodyczną z hałaśliwym, tanecznym bitem. To wszystko złożyło się na być może najdziwniejszy singiel w dotychczasowej karierze Bowiego.